O blogu

Blog o wszystkim co związane z szeroko pojętą "taktycznością", survivalem itp.

poniedziałek, 22 lutego 2021

Iglo dla snajpera. Posterunek obserwacyjny zimą .

 

 

Dziś ciekawy  tekst naszego kolegi o budowaniu posterunku obserwacyjnego w zimę ze śniegu .



 

Tej zimy nadarzyły się idealne warunki do zabawy w śniegu. Postanowiłem to wykorzystać i spróbować kilku pomysłów jakie przyszły mi do głowy w związku z budową stanowiska obserwacyjnego oraz jego „wykrywalności” za pomocą termowizorów. 

 Jak powszechnie wiadomo zima rządzi się swoimi prawami i budowanie stanowiska z wykorzystaniem śniegu będzie wiązało się z wieloma problemami jakie o innych porach roku nie występują. Chociażby różnica temperatur jakie panują na zewnątrz a temperatura ludzkiego ciała – sprawiają że jesteśmy znacznie bardziej podatni na wykrycie niż w innych porach roku. Gdzie kamienie, gnijące liście itp., potrafią skutecznie zmylić „myśliwego”. Kto z Was poluje problem zapewne zna. 

Kolejne kłopoty to ukrycie drogi podejścia do stanowiska. Latem staramy uważać aby nie ugniatać trawy, ale zimą nasze ślady na śniegu to już zupełnie inna skala problemu. Z drugiej strony zima sprawia że występują czynniki jakie możemy wykorzystać na naszą korzyść. Grubsza odzież chroni nasz ślad termiczny przecież nieco bardziej niż przysłowiowy t-shirt latem. Śnieg z kolei jest niezwykle dobrym izolatorem (choć nie mam pewności czy użyłem dobrego określenia). Oczywiście nasze grube ubranie w marszu się nagrzeje a śnieg może roztopić odsłaniając stanowisko. 

 No więc jak przekuć „wady” zimy na zalety. Szukałem trochę w internetach ale słabo mi to szło więc zacząłem eksperymentować. Zrobiłem nawet sporo materiałów fotograficznych – niestety nie zobaczycie ich. Telefon straciłem na zawsze w trakcie tych „zabaw”. Ale o tym później. 

Pierwsze co przyszło mi do głowy to zbudować jamę śnieżną potocznie nazywaną iglo. Ale w tym wypadku to coś jak by naciągnięty na dwa końce wygiętego patyka sznurek nazwać łukiem. Więc by nie obrażać znawców będę posługiwał się sformułowaniem jama. 


 

 Dlaczego jama nie mór? Bo jama chroni od wykrycia z góry np. przez drona, ale też od, wiatru, zimna i zapewnia całkiem spory komfort do bytowania i działania. No więc ku uciesze moich dzieci pierwsze próby zrobiliśmy na ogródku. Wielkie łopaty śnieżne i 40min pracy a na środku „kopiec” wysokości 150cm. Kolejna godzina z łopatką piechoty w ręku i elegancka jama z której urobek podwyższył nasz PO do 180cm. Ścianki mają około 40mc grubości, sklepienie podobnie. Jedno wejście i mały otwór na lunetę obserwacyjną i „karabin”. Jako nasz punkt obserwacyjny wybraliśmy niedaleko budowane wieżowce, szybko okazało się że dla strzelca konieczne jest ulepienie czegoś w rodzaju ławy. Tak by leżał na podwyższeniu gdyż nieopodal rosnące choinki zasłaniały widok. Ława to nie problem. 15min. i gotowe podwyższenie na około 45cm. Tata robi hop i wpada w „klop”. Dosłownie wpadłem jak w muszlę ku radości gawiedzi. A śnieg ubijałem i na dzieci krzyczałem, aby też to robiły. Tu pierwszy raz przypomniałem sobie o sposobie na „utwardzanie” śniegu. 

Woda w usta i jak zraszaczem traktujemy to co chcemy utwardzić. Po 15min na mrozie około -10C robi się coś w rodzaju skorupki jajka. Po 30minutach miałem wrażenie że można po tym skakać. Natychmiast „opluliśmy” wszystkie ściany i sufit w naszej jamie. Sprawdziło się super. Od tej pory o ściany można się było opierać. Ten dzień zakończyliśmy herbatą zrobioną na palniku w naszej jamie. Przy świetle czołówki z dupą na karimatach było nadzwyczaj komfortowo. Termowizor ręczny leupolda z trudem widział stanowisko z 140m skierowany wprost na otwór obserwacyjny. W środku były dwie osoby. Ale światełka z czołówki nie byłem w stanie wypatrzeć gdy jeden z mieszkańców usiadł do mnie tyłem. Gdzie w środku było jasno jak w salonie. Komfortowo dało by się więc pracować na mapie, podgrzać posiłek czy prowadzić dziennik obserwacji. A silny wiatr czy marznący deszcz nie stanowił by dla nas kłopotu. 

 O poranku następnego dnia z kawą w ręku patrzę sobie z piętra na swoją jamę i stwierdzam że lipa po całości. Fajnie że stanowisko jest bardzo mało widoczne na tle białego śniegu nawet z odległości 30m. Ale zebrana warstwa w promieniu 6 metrów, do jego budowy bardzo mocno jest widoczna z góry, zdradzając jego położenie. Tego ranka padał śnieg i po godzinie całkowicie ukrył różnice w grubości pokrywy śnieżnej, niemniej w trakcie działań przecież nie możemy być pewni że to nastąpi. Okazało się też że trzeba poszerzyć ławę dla strzelca. W mojej ocenie powinna być szerokości większej o minimum 10/15cm z każdej strony niż karimata. Inaczej wiercenie się na niej sprawia że się zsuwamy a i ściany można nogą podziurawić. Co innego poleżeć tam 10minut a co innego spędzić długie godziny. Lekkie zagłębienie po długości również pomaga aby niczym w wannie - leżeć stabilnie. 

Na eksperyment nr 2 wybrałem bliskie mi okolice niegdysiejszego jeziora wokół którego sporo ludzi spaceruje z psami i dziećmi. Wiedziałem że gnojki jak znajdą to mi rozwalą jamę, jak czynią to z bałwanami które tam stawiamy. Miałem więc sporą motywację aby ukryć stanowisko ale również drogę podejścia. Na miejsce wybrałem taras zbocza który podobnie jak poprzednie PO pozwalał mi obserwować budowane wieżowce - naprawdę chciałem te #$#@ zdjęcia!. Aby się do niego dostać trzeba było przefrunąć 10m od głównej ścieżki spacerowiczów. Gnojki i psy z całą pewnością inaczej by to odkryły. 

Pierwsze próby zamaskowania śladów podejmuję z miotłą zrobioną z witek brzozy. O ile puszysty śnieg świetnie zagarniają o tyle z głębokimi śladami zupełnie sobie nie radzą. Rozwiązaniem są gałęzie drzew rzucone w kierunku naszego odejścia z drogi głównej po których można odskoczyć w bok i postronna osoba nie znajdzie tam nic nadzwyczajnego. Naturalnie gałęzie nie mogą tworzyć linii prostej a sam “most” wystarczy jak ma kilka metrów i doprowadzi nas do załamania terenu lub ukryje dalsze ślady za jakąkolwiek inną przeszkodą. Z moich obserwacji wynika też że z wysokości około 1,8m czyli naszych oczu, jak odskoczymy na 8m od ścieżki to nasze ślady w śniegu bardzo trudno jest dostrzec. Chodzi tu o kąt pod jakim patrzymy. Nie twierdzę że to nie możliwe ale trzeba się naprawdę mocno wpatrywać. Co przy kilku kilometrowym patrolu jest po prostu nie możliwe. Naturalnie wszelka obserwacja z góry np. dronem wykryje to bez problemu. 

 Wracając do “mostu” warto dodać że trzeba pamiętać iż co innego cyrkowa akrobatyka na patykach a co innego przejść po takowym ze szpejem na garbie. Warto gałęzie i konary stabilnie układać nawet na zakładkę “X” bo wcale nie jest trudno o fatalny w skutkach upadek. (uwierzcie mi na słowo). Na trzecim PO zamiast zgniłych gałęzi wykorzystaliśmy świeże od iglaków. Był to strzał w dziesiątkę bo przy odrobinie wprawy gdy na tym stanąć i powiercić zostawiamy trochę podobny ślad jak po huczce dzików. Ten typ “mostu” trzeba jednak zbierać po sobie bo zielone na białym przykuwa wzrok. Warto też gałęzie pozyskać nie w bezpośredniej bliskości naszego odskoku i przytargać je z pewnej odległości. Idealnie nadają się potem na podłogę naszego “apartamentu”. 


 

Wracając do PO2 odskoczyłem od drogi. Miejsce na obserwację super ale łopaty do śniegu nie mam. Karimata “kostka BW” to jednak wyśmienity sprzęt. Oczywiście cudów nie ma i trwało to ponad 2,5h z małymi przerwami. Ale da się to zrobić. Tym razem wejście zakrywam pałatką zimową. Termowizor ręczny nie widzi kompletnie nic nawet z metra. Po za szczeliną strzelecko obserwacyjną. Ta widoczna jest z 50m. Sytuacja pogarsza się gdy przyjeżdża znajomy z termowizorem Pulsar Helion 2. Wejście zakryte pałatką widzimy na 300m bez problemu. Podobnie szczelina. Zakładam że pojazd z lepszym sprzętem poradzi sobie ze znacznie większego dystansu. Trochę załamany pakuję zabawki do domu, a ten dzień kończymy we troje z flaszką bociana na lodowym stoliku. 

Ostatnią próbę podejmujemy kilka dni później na łowisku. Ścieżka, mostek z choinek, jama, zroszenie sufitu i ścian. Znacznie staranniej się przykładamy do budowy schronienia - będziemy tu dziś spać. Tym razem wejście zakrywamy białą bawełnianą pałatką BW którą wcześniej intensywnie zraszamy. Po godzinie jest na tyle sztywna że można nadawać jej nawet nie co kształtu. Nasz termowizor nie widzi za tak przygotowanym materiałem nawet z 3 metrów chowającego się człowieka. Otwór strzelecki też zakrywamy od wewnątrz zamarzniętą białą siatką, w taki sposób że wystaje z niego tylko światło lunety obserwacyjnej i karabinu z optyką. Jak się okazało później również helion zupełnie sobie nie radził z taką barierą. Na szczycie montujemy peryskop zwiadowcy, niczym w okręcie podwodnym jesteśmy w stanie prowadzić obserwacje na bliskim dystansie 360 stopni. Nasze sklepienie w tym miejscu musi być znacząco węższe i dość szerokie aby pomieścić głowę obserwatora kręcącą się wokół peryskopu. Jak duże dzieci mieliśmy z tego sporo radości. Po około dwóch godzinach wszystko gotowe. Kłopotliwe robi się jedynie stanowisko strzelca. Bipod wchodzi w śnieg i jestem przekonany że po pierwszym strzale po prostu się zapadnie weń. Tu również mamy półkę jak w PO1. Rozwiązanie przynosi herbata. Dwa wbite metalowe kubki denkami do góry w śnieg tworzą stabilną podstawę pod bipod. Oczywiście można wykorzystać tysiąc innych rzeczy. 


 

Nie mijają kolejne dwie godziny i nadchodzi “rudy” wróg. No to jeb... Tak jebło że jama pękła nam na wysokości końcówki lufy, dosłownie rozcinając jak laserem nasz “domek”. Sufit zwalił się na łeb a ja przez moment myślałem że to pobliskie drzewo na nas spadło, albo rudy był na zwiadzie i trafili nas moździerzem. Strasznie #$#@%@# uczucie. Teraz się z tego śmieję, ale wtedy.... . Wniosek – z jamy trzeba strzelać bez kompensatora. Tłumik lub tłumik płomienia -tylko. Resztę sobie dopowiedzcie. Odkopaliśmy nasz sprzęt, zakopaliśmy rudego i poprawiliśmy jamę. Wydłużyliśmy sporo otwór strzelecki i postanowiliśmy złapać zdjęcie błysku wystrzału. Co ciekawe aparat nie uchwycił takowego a huk na dystansie 40m nie był zupełnie słyszalny. 

Wnioski: Po co to komu. Łatwiej zrobić stanowisko z dwóch tarpów z dystansem aby ustrzec się termowizji. Zbudujemy to łatwiej, szybciej i zostawimy mniej śladów przy jego budowie. To rozwiązanie daje nam jednak szereg zalet. Znacznie lepsza osłona od warunków atmosferycznych. Możliwość pracy z światłem. Łatwiejsze przygotowanie ciepłego posiłku, napoju. Całkowita izolacja dźwiękowa. W dużej mierze również huk wystrzału. Całkowita bariera przed wykryciem termowizją. Oczywiście można robić ściany , pierwszą i drugą które również to nam zapewnią. Tu jednak mamy osłonę z góry i boków. Ps. Telefon z ponad setką zdjęć z tych eksperymentów zaginął gdzieś w śniegach. Kolejny raz kłania się bycie “uber taktycznym” i wyłączanie wszelkich lokalizacji urządzeń itd... Nie byliśmy w stanie go namierzyć. Mam nadzieję że na wiosnę się to uda i podzielę się fotkami.

 

 


 Opis i foty Qazi z  Pomorska Obrona Narodowa 

p.s. Qazi jest najlepszym przykładem , który udawania że żeby się dobrze zamaskować wystarczy tylko nasze ghilli  :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz