O blogu

Blog o wszystkim co związane z szeroko pojętą "taktycznością", survivalem itp.

czwartek, 19 stycznia 2017

Kilka słów i test piłek składanych do drewna.

W końcu zabrałem się za planowany od dawna opis chyba najpopularniejszych składanych pił do drewna. Początkowo miał powstać film ale nic z tego nie wyszło, parę godzin nagrywania poszło gdzieś… w sumie to się zanihilowało, chociaż film w postaci danych chyba nie posiada masy?!?… no w każdym razie nie ma i nie będzie. ;-) Będzie za to krótki opis i parę spostrzeżeń.
W czym sprawdzają się piłki? Są łatwiejsze w użyciu przy cięciu średnich gałęzi, których nie za bardzo da się złamać z buta albo na kolanie, od batonowania nożem czy siekierą. Nie potrzebny jest żaden punkt podparcia wystarczy dobrze złapać gałąź. Są względnie małe i nie ważą tyle co dobra siekiera. W militarce są dobre przy budowie posterunków obserwacyjnych, w momencie cięcia nie rusza nam się całe drzewo i generują trochę mniej hałasu. Spokojnie mieszczą się gdzieś w kieszeniach kamizelki czy plecaka. Do takich celów ich używamy i polecamy. Ale do rzeczy zrobiliśmy krótki test porównując 3 składane piłki – znaną i lubianą ze względu na cenę - piłkę z Lidla FloraBest, Fiskars SW73, Bahco Laplander. Ceny są mocno zróżnicowane ale czy na pewno z ceną rośnie ich skuteczność? Celem testu było przecięcie świeżej powalonej brzozy, co dodatkowo miało utrudnić zadanie, o średnicy około 16 cm. Do testu użyliśmy nowych piłek tak żeby wyeliminować kwestię zużycia ostrza.

1. Na pierwszy ogień poszła piłka z Lidla.

Długośc ostrza wynosi 18 cm. Blokowane jest dźwigienką coś ala Back-lock. Rączka jest pokryta gumą a w celu zapewnienia lepszego chwytu dodatkowo karbowana, przy teście okazała się totalną porażką. Strasznie obciera dłoń szczególnie między kciukiem a palcem wskazującym. W rękawiczkach jest trochę lepiej ale za to tracimy dobrą przyczepność. Jak przebiegało samo cięcie? Jeśli ktoś miał by mi kazać drugi raz to zrobić to bym go wyśmiał… W przypadku świeżego drewna ostrze się klinowało, zęby zapychały wiórami więc za każdym pociągnięciem trzeba było je wytrzepać. Cięcie zajęło mi – 18 minut.



2. Jako druga piłka poszedł Fiskars. 

Powyżej starsza wersja, poniżej obecna nowsza wersja.
W porównaniu do reszty ostrze jest krótsze – 16 cm. W tym przypadku ostrze okazało się prawie tak samo długie jak średnica ciętego drzewka. Największym minusem znanym już przeze mnie wcześniej jest giętkie ostrze. Przy nie uważnym cięciu można łatwo je pogiąć gdy jest rozgrzane, szczególnie kiedy jesteśmy zmęczeni a ostrze niespodziewanie zakleszczy się. Przy tym cięciu tego nie stwierdziłem. Ostrze blokowane śrubą zaciskową. Rozwiązanie średnie trzeba dokręcić dosyć dobrze ostrze a w zimie przy zmarzniętych dłoniach jest to kłopotliwe. Przy dodatnich temperaturach problemu raczej nie ma. W nowszej wersji poprawiono ten fakt i śruba jest pokryta gumą, która zdecydowanie polepsza uchwyt. Do podstawy ostrza zamocowano zapięcie do przenoszenia. Raczej zbędny bajer ale jest a jak się komuś nie podoba to nie problem go wywalić. Rączka – gładka, częściowo pokryta jakąś gumą. Wbrew pozorom ręka nie ślizga się po niej aż tak strasznie. Samo cięcie… no po prostu bajka co jakiś czas trzeba było ją wytrzepać ale bez żadnych przygód. Cięcie zajęło około 6 minut. W porównaniu do wcześniejszego cięcia naprawdę się zdziwiłem… „To już?!?”


3. Na ostatni ogień poszedł Bahco Laplander. 

Chodzą o niej legendy a to guru Ray Mears ją poleca, widziana była w oporządzeniu SASu, ma numer NSN itd. Ile w tym prawdy? Długość ostrza piły bardzo podobna do tej z Lidla – 18cm. Ostrze czarne, nie wiem co to za technologia jakiś lakier czy co ale trzyma się dobrze. Blokowane zatrzaskiem spowalnianym przez przycisk z boku rączki. Rączka pokryta zieloną/oliwkową gumą, delikatna faktura antypoślizgowa i dobrze wyprofilowana ułatwia chwyt ale w stosunku do fiskarsa nie ma dużej różnicy. Wydaje mi się, że rączka jest trochę wąska, gorzej mi się ją trzyma ale to sprawa mocno indywidualna. Cięcie… taka sama bajka jak przy fiskarsie. Mały plus za dłuższe ostrze, przy tej średnicy nie było obawy, że ostrze „nie dotnie”. Tutaj również pomimo mokrego drzewa zęby nie zapychały się. Czas cięcia – około 6 minut. 



Kolejność testowanych egzemplarzy nie była przypadkowa, obawiałem się tego, że jak mi przyjdzie lidlowską piłką ciąć na końcu to nie dam rady albo będzie się można przyczepić, że test wyszedł mało obiektywny.

Podsumowanie.
Piłka flory best i pewnie większość podobnych marketowych piłek prezentuje niski poziom. Kiepskie ostrze, kiepska rączka nie stworzona do długiego cięcia. Jedyny plus – CENA. Polecam ją tylko pod warunkiem sporadycznego używania czyli raz na pół roku? W ogrodzie też nie sprawuje się dobrze w porównaniu do pozostałych piłek.
Fiskars – Cena wyższa ale warta swoich pieniędzy. Używałem jej na długo przed pojawieniem się Laplandera u nas na rynku. Minusami są wspominane giętkie ostrze na które trzeba uważać i blokada, która zdarzało mi się, że puszczała kiedy ostrze było naprawdę mocno zakleszczone. Co do pękających ostrzy, no cóż zdarza się jak w każdej piłce, nie ma reguły.
Laplander – Najdroższa ze wszystkich ale wyeliminowano tu minusy z fiskarsa czyli sztywne ostrze i dobra blokada. Piła idealna? Teoretycznie są jeszcze droższe piłki ale czy lepsze? Tego nie wiem. Wiem, że tak jak mogę bez przeszkód polecić fiskarsa z zastrzeżeniami tak tu naprawdę ciężko się do czegoś przyczepić może do tego, że łatwiej ją zgubić przez kolorystykę ale za to w militarce ostrze się nam nie świeci.

Koso

1 komentarz: