niedziela, 28 grudnia 2014

Ręcznik wyprawowy.


Doszły mnie dzisiaj słuchy, że nie wszyscy jeszcze wiedzą o tym starym jak świat patencie. Na kilkudniowych wypadach, w tych bardziej cywilizowanych stronach, czasami niestety trzeba się umyć. No wiecie, wygląd uwalonego błotem i innym syfem o naturalnym zapachu faceta nie musi wszystkim odpowiadać. Nie zawsze też się da umyć przy pomocy nawilżanych chusteczek, więc trzeba sięgnąć po drastyczne metody, postrach wszystkich ludzi lasu - woda z mydłem... Jak już przecierpimy ten rytuał gdzieś nad strumieniem czy jeziorem wypadało by się czymś wytrzeć i tu pojawia się problem.
Im dłużej planujemy przebywać po za domem tym wielkość i ciężar elementów w naszym bagażu ma znaczenie. Żeby nie brać wielkich "domowych" ręczników już dawno ktoś wpadł na pomysł żeby stosować w tym celu nowoczesny materiał - mikrofibra. Czemu to takie fajne zajrzyjcie na Wikipedię. Turystyczne ręczniki z mikrofibry są niestety dosyć drogie i tu z pomocą przychodzi powiedzenie "polak potrafi". Idziemy do pierwszego lepszego marketu i kupujemy zestaw ściereczek do kurzu z mikrofibry  jakiegoś tam niezbędnego Stasia, cena chyba nie całe 10zł. Ja swoje ściereczki kupiłem w znanej i lubianej niemieckiej sieci. W komplecie dawali 3 ściery o wymiarach 32x30cm. 

Po zeszyciu wszystkich razem wyszedł mi taki mini ręcznik kąpielowy o wymiarach 90x32cm. Czymś takim można się spokojnie wytrzeć po myciu. Zaletą rozwiązania jest jego mała waga i objętość. Za pokrowiec posłużył mi siateczkowy woreczek po jakimś urządzeniu dzięki któremu schowany mokry ręcznik może się suszyć na zewnątrz plecaka. Objętościowo odpowiada kubkowi do kawy i moja ściera waży zaledwie 100g. Co prawda jak ktoś chce wydać więcej kasy można kupić podobnej wielkości ręczniczki które ważą 40g i mieszczą się w dłoni ale to nie to samo co hand made. ;-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz